Dziś z okazji Dnia Dziadka opiszemy dość znanego przedstawiciela rasy Uboży.
BANNIK
lub też łaźnik, był wywodzącą się z pradawnych czasów istotą opiekuńczą związaną z łaźniami. W niewielką banię (bo tak też z ruska zwano ten budyneczek) wyposażone było niemal każde szanujące się słowiańskie gospodarstwo. Świadczą o tym nie tylko odkrycia archeologiczne, ale także liczne zapiski odwiedzających nas arabskich kupców, pozytywnie zaskoczonych wysokim poziomem higieny w tej części Europy.
Bannik miał postać karłowatego dziadka z wielką głową i bujną, zwichrzoną fryzurą. Zasadniczo nie bywał groźny dla ludzi. Mieszkał w łaźni, której sumiennie doglądał: pilnował, by ognie w palenisku nie wygasły, kamienie miały odpowiednią temperaturę, a brzozowe witki nie były zbyt twarde. Za te usługi żądał jedynie poświęcenia mu codziennie cebrzyka wody.
Tak to sobie przez wieki żył bannik spokojnie obok ludzi. Z czasem jednak zaczęły powstawać miasta, a w nich nowego typu duże publiczne łaźnie. W średniowieczu nastąpił ich prawdziwy rozkwit; sam Kraków w XIV wieku posiadał aż czternaście tego rodzaju przybytków. Ludzie spotykali się w nich, by zażyć kąpieli parowej, pogwarzyć, wypić piwa, zagrać w kości, a nawet skorzystać z usług kobiet do towarzystwa. Nieszczęsne banniki nie mogły już oczywiście nad tym wszystkim zapanować. Łaźnie stały się miejscami bardzo niebezpiecznymi.
Początkiem końca kariery publicznych i prywatnych łaźni oraz opiekujących się nimi banników była wielka epidemia dżumy, która przetoczyła się przez nasz kontynent w drugiej połowie XIV wieku. Po niej to uczeni medycy zgodnie orzekli, iż zarazę wywołało zbyt częste mycie się. Dowodzono, że kąpiel otwiera pory skóry, ułatwiając tym samym chorobie dostęp do naszego organizmu. Dlatego należało unikać łaźni jak ognia, ale za to często zmieniać bieliznę. I tak, wraz ze schyłkiem średniowiecza, banniki utraciły swoje miejsce do życia, a ludzkość wkroczyła w epokę brudu.
Obrazek i tekst pochodzi z naszej książki Bestiariusz słowiański, BOSZ 2012
P.Z.