Święty Walenty
wspomnienie: 14 lutego
Święty Walek tych powali, co patronem go nie znali
Żw. Walenty to żyjący w III wieku lekarz, który pełnił funkcję biskupa Terni koło Rzymu. Gdy cesarz Klaudiusz zabronił młodym legionistom ożenku (uważając, że mężczyzna bez rodziny walczy lepiej), kapłan sprzeciwił się tym rozkazom. Potajemnie udzielał ślubów i błogosławił zakazane małżeństwa. Za to trafił do celi, gdzie po okrutnym biczowaniu został stracony.
Pewna legenda huculska przedstawia żywot świętego w trochę inny sposób. Jako że Walenty był wspaniałym lekarzem, ludzie przyjeżdżali do niego tłumnie, czasem z bardzo daleka. Medyk pracował dzień i noc, bez chwili wytchnienia, co doprowadziło go w końcu do załamania. Zdesperowany mężczyzna uciekł na pustynię, ale i tam znaleźli go pacjenci. Walenty głośno narzekał, że przez nich nie może się modlić w spokoju. Wreszcie poprosił Boga o chorobę, która odpędzi natrętnych intruzów. I Pan go wysłuchał, Walenty zaczął sinieć, toczyć pianę z ust i rzucać się na wszystkie strony – dostał ataku epilepsji. Przerażeni świadkowie uciekli i roznieśli wieść po okolicy, a lekarz do końca życie nie ujrzał już ludzkiej twarzy. Jakby tego było mało, miał też ciężką śmierć – zanim skonał, w ataku drgawek, gołymi rękami wydrapał pod sobą ziemię na sążeń.
Bez względu na to, czy któraś z legend jest prawdziwa, Walenty trafił po śmierci do nieba, gdzie został opiekunem zakochanych, narzeczonych i szczęśliwych małżeństw. A także cierpiących na choroby umysłowe, głównie epilepsję, którą zwano zresztą chorobą św. Walentego. Lekarstwa na nią były różne, wszystkie jednak produkowano na bazie alkoholu. W Małopolsce podawano do picia wódkę z krwią kota lub jeża, w okolicach Rzeszowa z gorzałką mieszano sproszkowany przedmiot, na który upadł chory (cokolwiek by to nie było), a na Kresach popiół z żywcem spalonego kreta. W Kołomyi zaś radzono złapać żabkę rzekotkę, maczać ją w okowicie i nacierać twarz, skronie i piersi.
PZ.
Tekst i ilustracja z książki „Święci i biesy” Bosz 2016